sobota, 20 lutego 2016

Manufaktura czekolady Smoky Joe

W kwestii czekolad z dużą zawartością kakao jestem na 1 levelu. Naprawdę jestem noobem. Ale postanowiłam to zmienić i wreszcie sięgnąć po coś z wyższej półki niż Lindty Excellence, które raczej nieszczególnie mnie zachęciły do dalszych eksperymentów z ciemnymi czekoladami, ale ja się tak łatwo nie poddaję! Odkryłam ostatnio w moim mieście nowy eko sklep. Weszłam do środka i zmiękły mi nogi, wybór był tak ogromny, że mogłam tylko rozdziawić tępo usta i wpatrywać się oniemiała w te wszystkie wspaniałości. W pewnym momencie, z trudem powstrzymując ślinotok, wyszperałam czekoladę Manufaktury Smoky Joe. I choć cena była zabójcza, to wiedziałam, że będzie moja. Kupiłam, odłożyłam do mojej czekoladowej skrytki, ale wytrzymałam tylko dzień, dłużej nie dałam rady powstrzymywać ciekawości.



Krew się we mnie gotuje, że ekspedientka, musiała przylepić cenę akurat z przodu opakowania. Próbowałam ją oderwać, ale wtedy opakowanie zdobiłyby pozostałości kleju, wyglądające jak zaschnięte smarki, więc niech już zostanie ta cholerna cena. 
W domu prawie dostali zawału, kiedy powiedziałam im, ile wydałam na czekoladę takich gabarytów xD
Po otwarciu Smoky Joe byłam trochę zawiedziona. Zapach nie zwiastował żadnych cudownych doznań, wręcz kojarzył mi się z Lindtem 85 %. Z głośnym trzaskiem odłamałam kostkę i włożyłam ją do ust, a wtedy... rozpływałam się wraz z rozpływającą się w moich ustach czekoladą. Moje kubki smakowe uderzył silny aromat dymu wędzarniczego, wręcz miałam wrażenie, że wlożyłam do ust mocno wędzoną, czarną kiełbasę. Kocham wędzone piwa, herbaty, mięso!  Zamykam oczy i przenoszę się do drewnianej chatki w głębi lasu, pośrodku której ogień wesoło trzaska w palenisku, a gęsty dym wypełnia jej wnętrze. Jakkolwiek to brzmi, ta czekolada dla mnie smakuje właśnie taką chatką xD Albo ogniskiem z jesiennych suchych liści, płonącym  w ogrodzie w chłodny październikowy wieczór. Delektuję się każdą kostką. I choć czekolada strasznie wysusza mi usta, nie zamierzam sięgać po herbatę, by nie zabić tego wspaniałego smaku. Boże, ta czekolada przeszła moje wszelkie oczekiwania. Chyba sie popłaczę, gdy mi się skończy. Albo kupię następną tabliczkę.

Ocena: 10/10 <3
Cena: 16,50, ale to tanio, bo naprawdę jest warta milion dolarów
Dorwałam: Zielona spiżarnia
Czy kupię ponownie: NAPEWNO!

A na koniec muzyczka, która robi mi dobrze w szare, deszczowe dni
https://www.youtube.com/watch?v=ICDZP83Voqo

czwartek, 18 lutego 2016

Lindt Creme Brulee

Obiecałam sobie, że będę wstawiała regularne i prawilne notki, ale nowa praca i spędzanie 8 godzin na wlepianiu oczu w komputer skutecznie zniechęca mnie do pisania rozwlekłych elaboratów.  Dziś opisywaną czekoladę po raz pierwszy jadłam w wersji 150 gramowej, która była po prostu DOSKONAŁA. W mniejszej, 100 gramowej wersji warstwa czekolady jest nieco cieńsza, ale wciąż jest to niebo zaklęte w kostce czekolady, naprawdę. Wszystko tu idealnie ze sobą współgra, czekolada jest perfekcyjnie mleczna, nadzienie aksamitnie śmietankowe i do tego ten palony cukier, który o dziwo dobrze przełamuje słodycz swą lekką goryczą. Kiedy kupowałam ją pierwszy raz, w Kerfurze na promocji za 6 zeta, nie spodziewałam się, że w ogóle mi zasmakuje, a okazała się jedną z najsmaczniejszych czekolad Lindta, jakie dotychczas jadłam ;3




 
Chyba po raz pierwszy zadałam sobie trud, by zrobić zdjęcia w dobrym świetle  xD

Ocena:10/10
Cena: około 11 zł za 100 g/15 zł za 150, choć najlepiej polować na promocje i kupić od razu więcej xD
Dorwałam: Auchan, Carrefour
Czy kupię ponownie: TAG!

środa, 17 lutego 2016

Vivani winter schokolade

W sylwestra weszłam bez większego przekonania do mojego eko sklepu, w którym nigdy nic ciekawego nie ma i prawie oczy wypadły mi ze zdumienia, gdy zobaczyłam tam bohaterkę dzisiejszej recenzji, na którą polowałam od dłuższego czasu. W dodatku ostatnia sztuka! Oczywiście kupiłam, nie tracąc czasu na zbędne zastanawianie się. Przy kasie zobaczyłam jeszcze Corteza z pomarańczą i cynamonem za 19 zł, których wtedy jednak poskąpiłam i do tej pory pluję sobie w brodę, bo pewnie była cudowna.
Zimowa Vivani to mleczna czekolada z kawałkami ciasteczek korzennych. Brzmi jak brama do raju.


Sama czekolada smakiem i delikatną śmietankowością na myśl przywodzi mi Bellarom z neo.  Nic dziwnego, skoro Bellarom i Vivani to właściwie ten sam producent. Pod tym względem jest rozkosznie, naprawdę.  Za to ciasteczka zawodzą na całej linii. Są w rzeczywistości jakimiś proszkiem ciasteczkowym, jakby zostały bardzo drobno pokruszone, przez co ma się wrażenie, że je się czekoladę z piaskiem o lekkim posmaku cynamonu. Zdecydowanie nie tak to sobie wyobrażałam! Zwłaszcza, że po genialnej białej tej firmy, którą jadłam latem, teraz spodziewałam się naprawdę wiele. Niby nie było źle, ale miały być fajerwerki, a wyszły ledwo zimne ognie.

Ocena:6/10
Cena: 10 zł
Dorwałam: Ekokoziołek
Czy kupię ponownie: nie

Na koniec mała zapowiedź tego, co pojawi się wkrótce na blogu. Bede gruba. <3


środa, 3 lutego 2016

Piotr i Paweł - czekolada biała z truskawkami, malinami i lawendą

Ta czekolada była moją pamiątką z wycieczki do Bielska Białej. Lubię uprawiac czeko-turystykę i z każdej wyprawy przywozić coś słodkiego. Co prawda, czekolada nie jest jakimś regionalnym bielskim przysmakiem, ale w moich okolicach w ogóle nie ma Piotra i Pawła, więc jest dla mnie dość egzotyczna. Kupiłam ją skuszona dodatkiem lawendy (hehe). Nie spodziewałam się szału, ale po otwarciu miałam nadzieję poczuć choć delikatny jej aromat, a czułam jedynie zapach zwykłej białej czekolady. WTF!? Gdzie ta lawenda?! Okazało się, że "lawenda" była, ale pod postacią twardych jak diabli, cukrowych fioletowych kulek, które były kompletnie bez jakiegokolwiek smaku a w dodatku prawie pożegnałam się przez nie z jedynką, gdyż były tak cholernie twarde! Później zobaczyłam, że producent z tyłu opakowania ostrzegał, że niektóre elementy mogą być twarde. No super, dzięki xD Co do reszty dodatków to w ogóle nie wpływały na smak całości w jakikolwiek sposób, a jedzone osobno na pewno nie smakowały ani truskawką ani maliną, dawały poczucie lekkiej kwaskowatości na języku i tyle. Całe szczęście, że sama czekolada była w miarę dobrej jakości, choć nie wywołała we mnie żadnych uczuć, po prostu dało się zjeść.
Nie mialam przy sobie aparatu, więc musze się poratować zdjęciem z google.
Ocena: 4/10
Cena: około 6 zł
Dorwałam: Piotr i Paweł
Czy kupię ponownie: NIE

Lindt Weichnachts Orangen-Truffel

Czekolada kusiła mnie ilekroć byłam w Empiku. Niestety twardo się jej opierałam zważywszy na niebotyczną cenę czyli 20 zł! Pamiętam, że jak była kilka lat temu dostępna w Polsce to kosztowała niewiele ponad dychę Po świętach pogodziłam się z faktem, że jej nie spróbuję, choć akurat dostałam wypłatę, więc mogłam zaszaleć. Weszłam do Empiku przekonana, że jej nie zastanę, a tu zastałam ostatnią sztukę i w dodatku NA PROMOCJI <3 Nie zastanawiałam się długo i pobiegłam do kasy.
Otworzyłam ją w towarzystwie herbaty z goździkami i pomarańczą i przy choince, by wczuć się w klimat świąt. Zapach był boski! Smak jeszcze lepszy! Bałam się trochę, że pomarańczowość będzie waliła po kubkach smakowych sztucznością, ale nic takiego się nie stało. Nugat był obłędny! Ilość przypraw była w sam raz, wyraźnie wyczuwalna i doskonale współgrająca z pomarańczowym aromatem. Wszystko było w niej obłędne! Rozpływała się w ustach tak rozkosznie, że nie mogłam sie oprzeć kolejnym kostkom, choć obiecałam sobie, że będę sie nią delektowała po trochu. Nie dało się, zniknęła w jeden wieczór ;( Teraz przeczesuję wszystkie sklepy z nadzieją, że może jeszcze ją dorwę, ale chyba swój limit szczęścia wyczerpałam trafiając na ostatnią sztukę w Empiku xP


Ocena: 10/10
Cena: 15 zł
Dorwałam: Empik
czy kupię ponownie: marzę o tym!