czwartek, 3 listopada 2016

Czeskie słodycze

Czeskie słodycze to dla mnie nostalgiczny smak dzieciństwa. To wyprawy z babcią do czeskiego Cieszyna i zakupy w obskurnych sklepikach prowadzonych przez wietnamców. To wycieczki w góry, którym często towarzyszyła Studentska, dzięki której miałam siłę cisnąć do przodu na szlaku. Czeskie słodycze zawsze były za sprawą tych wszystkich miłych wspomnień przeze mnie idealizowane. Jeszcze do niedawna za każdym razem gdy przy okazji jakiejś wycieczki przekraczałam czeską lub słowacką granicę, to musiałam się obłowić w czeskie batoniki i czekolady. Te wszystkie dobre rzeczy jakie wiązały się ze zdobywaniem czeskich słodyczy sprawiały, że nawet najsłodsze czekolady i batoniki wpychałam w siebie z absolutną błogością wypisaną na twarzy. A teraz? Czy coś się zmieniło?
Mieszkałam w Czechach 3 miesiące. Przez ten czas czeskie słodycze były dla mnie na wyciągnięcie ręki i chyba trochę tego żałuję, bo przestały kojarzyć mi się jedynie z magicznym dzieciństwem i wycieczkami, a zaczęły z szarą codziennością, bo jakże może być inaczej, skoro zazwyczaj jadłam je na stołówce w czasie przerwy w pracy (albo w trakcie pracy, ukrywając się za jakąś szafą przed szefostwem xD)? Myślę, że mogę je teraz w miarę obiektywnie ocenić i przedstawić wam co warto, a czego nie warto kupować w Czechach.

Czekolady Orion:

Mają tyle wspaniałych smaków... Twarożek z jagodami, kokos z migdałami, kremowe orzechy laskowe, wanilia z czarnym bzem, włoski orzech, itepe itede. W dodatku kostki przedstawione na opakowaniach sprawiają, że naprawdę można się zaślinić i stracić zdrowy rozsądek postanawiając załadować wszystkie możliwe do koszyka. Ja na szczęście tak nie zrobiłam i miałam okazję spróbować jedynie dwóch. Pamiętam, że kiedyś się nimi zajadałam i naprawdę mi smakowały. A teraz... chyba zmniejszyła się moja tolerancja na cukier, albo po prostu skład tych czekolad się zepsuł, ale naprawdę nie da się tego jeść! Pierwszą, jaką próbowałam była (zdjęcia z internetów, bo nie chcialo mi sie) Kremova oriskova. Wzięłam ją, no bo przecież to kompozycja, ktora nie może nie smakować. Okazało się, że może. Smakowała strasznie sztucznie i mdląco tego stopnia, że dostałam mdłości po zjedzeniu jednego rządka, a potem pół dnia męczyłam się ze zgagą, przy czym zgagi po czekoladach nie mam praktycznie nigdy, mimo że to teoretycznie zakazane produkty dla osoby z IBS. Nie dało się w niej wyczuć żadnej kremowości, delikatności. Ot zwykła czekolada z kawałkami orzechów i jakimś tam margaryniastym nadzieniem. Byłam w szoku, toż to gorsze od Wedla!



Kolejną czekoladą, na którą się pokusiłam, chcąc dać szansę Orionowi (choć ciężko było mi go całkowicie nie przekreślić po smaku, którego w zasadzie nie powinno dać się zepsuć) była ciemna z waniliowym kremem i dżemem z czarnego bzu. Myślałam, że skoro ciemna, to przynajmniej nie będzie mnie ze słodyczy paliło w gardle jak w przypadku poprzedniczki. Sama czekolada nie jest zbyt wysokich lotów, ciemna z lekko białawym nalotem, gliniasta i smakująca starym tłuszczem. W nadzieniu waniliowym oczywiście nie uświadczymy posmaku wanilii, a czarny bez, który miał być najmocniejszym i najbardziej charakternym punktem czekolady w rzeczywistości jest lekko kwaskowatym dżemem, którego smak w sumie jest równie plastikowy jak cała reszta. Meh. Na tym skończyły się moje przygody z czekoladami Oriona. Chciałam się jeszcze szarpnąć na twarożek z jagodami, ale ta czekolada ma 300 g, więc gdyby okazała się równie paskudna jak pozostałe, chyba bym się popłakała nad nią, albo w akcie płynącej z głebi duszy dobroci poczęstowała nią niezbyt lubianych sąsiadów zza ściany, którzy bułgarskim disco, albo alko kłótniami nie dawali mi spać.

Studentska -  no dobra, tutaj jednak wciąż pozostaję bezkrytyczna, sentymenty wygrywają, biała to jedna z najlepszych czekolad na świecie, nawet rodzynki mi w niej nie przeszkadzają! Miałam okazję spróbować jeszcze wersji, której nie jadłam do tej pory czyli Duomix i była bardzo dobra, choć wolę czystą białą. Te czekolady się po protu kocha albo nienawidzi, raczej nie spotkałam się z kimś, kto miałby do Studentskich neutralny stosunek na zasadzie "nawet wporzo, można zjeść".

Sojovy suk- coś czym jestem totalnie urzeczona, coś niepowtarzalnego i czego nie da się skosztować nigdzie indziej! W zasadzie ciężko nawet opisać ten smak, konsystencję opisałabym jako podobną do marcepanu, ale na szczęście w smaku sojowej suce daleko do niego, uf. Naprawdę nie potrafię tego opisać, tego trzeba spróbować. Kolejna pozycja w stylu lov or hejt



Poza tym Czesi mają najlepsze wafelki na świecie! I największy ich wybór. Zauważyłam zwłaszcza ich słabość do kawowych słodyczy, np. pokaźna seria "Kavenky", w której znajdziemy smaki "latte", "espresso", "arabica", "cappuccino", "cappuccino skorice" (czyli cynamonowe), wszystkie są pyszne, z odpowiednio wyważoną słodyczą. Ale i tak najlepsza była Vesna, przełożona waniliowym kremem, która kojarzyła mi się z wafelkami jakimi zajadałam się na początku lat 90, a których smaku próżno szukać na polskich sklepowych półkach.


 Ten blog miał być dla mnie ćwiczeniem systematyczności, ale póki co systematycznie przypomina mi się o nim raz na kilka miesięcy, noł koment xD

9 komentarzy:

  1. Nie znam czeskich słodyczy, nie znam czekolad Orion ale jak zaczęłaś wymieniać smaki to znalazłam perełkę w postaci orzechów włoskich ;) Z tą zmianą składu to może być coś na rzeczy: weźmy dla przykładu Wedel - kiedys to był rarytas a teraz?? To nie to samo co kiedyś (moja ulubiona za dzieciaka truskawkowa smakuje tłuszczem i cukrem) ;/ Szkoda, że smak wielu łakoci z dzieciństwa uległ zmianie na gorsze :(

    Studentska - jadłam białą z dodatkiem kandyzowanej gruszki, czy jakoś tak ;P Mój wujek przywizół ale jak dla mnie to sam cukier :P Za słodko - zdecydowanie za słodko :P Ale ja nigdy nie lubiłam białych tabliczek ;P

    Wafelki - jeśli są twarde i chrupiące a do tego mało słodkie to mogłyby mi posmakować... najlepiej jakaś wersja w której byłoby czuć goryczkę np. z kakao bo z łakociami z kawą bywa różnie.... jedne są lepsze a drugie gorsze ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama czekolada w Studentskiej jest, umówmy się, umiarkowanej jakości. Ale te kosmiczne połączenia na jakie wpadają producenci, sprawiają, że z miłą chęcią próbuję. Nawet jeśli jakość i słodkość porównywalna z Milką czy Ritter Sportem- przynajmniej oryginalniejsze to niż kolejna czekolada z oreło albo solonym karmelem. ;)

      Usuń
    2. I chyba właśnie w tym tkwi jej sekret i "popularnosć", to że jest tak wychwytywana.... w tych dodatkach :)

      Usuń
    3. Wedel to jeszcze nic, ale to co Lindt robi ze swoimi pralinkami to już woła o pomstę do nieba, lincz i w ogóle! Przecież tego się już jeść nie da, a kosztuje prawie dwa razy tyle co kiedyś, gdy jeszcze było pyszne [*]

      Co do Studentskiej, to wyjątkowo wybaczam jej nadmierną słodycz i wszystkie grzechy, a nawet rodzynki :D Białej z gruszką jeszcze nie próbowałam, ale muszę się za nią rozejrzeć, dzięki za cynk :D
      Jak kiedyś będziesz miała okazje to spróbuj ciemnej z wiśniami!
      No właśnie te czeskie wafelki były strasznie mało słodkie, i tak jak wszystkie polskie są dla mnie niezjadliwe, tak te pochłaniałam tonami! I nawet dało się wyczuć najprawdziwszą kawę! (oczywiście od wersji kapuczino nie wymagajmy za dużo.. xD)

      Usuń
    4. Jadłam tylko czekoladę gorzką lindt 85% oraz miśka mlecznego i nigdy więcej.. Nie wiem skąd tak wysoka cena tej czekolady bo ma się ona nijak do smaku i jakosci.. Nie smaczne to i już - mogę kupić tańszą czekoladę, lepszej jakosci i o lepszym smaku niż to coś.

      To była z kandyzowaną gruszką i jeszcze innymi bakaliami... tak mi sie wydaje, ze to była gruszka :P Poszukam w internecie to może znajdę i podeslę zdjęcie ;)
      Napisałaś o ciemnej z wiśniami a ja właśnie pomyślałam, ze fajnie gdyby taką ciemną zrobili ale z dużą ilością kakao... z chęcią bym spróbowala ale widze nikle tego szanse ;/ ale pomarzyć można :)
      Jak mało slodkie to super a jak jeszcze byłyby twarde to rewelacja :) A która wersja była najbardziej kawowa? ;)

      Usuń
  2. Pamiętam, że kiedyśtam bardzo dawno temu próbowałam jakiś wyrób Oriona, ale najwyraźniej był wybitnie nijaki, skoro nawet nie pamiętam. Studentska- no wiadomix, że uwielbiam. :) Też kojarzy mi się z wyjazdami, koloniami, górami... Jeśli tylko mam po temu okazję- muszę sobie tabliczkę sprawić.

    Sojowa suka brzmi sztosowo- przy następnej okazji, na bank będę SZUKAĆ (pozdro dla kumatych heheszki). :D

    No dobra, może i nie lubię kawowych słodyczy, ale biorąc pod uwagę wielość wyboru tych wafli, to chyba bym się skusiła. A różnica między kawowymi smakami jest wyczuwalna?

    Niedawno moja znajoma ze studiów, Czeszka, przysłała mi z Trebonia hendmejdową, trebońską gorzką czekoladę. Była przepyszna, klasa sama w sobie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Same here, a za tydzień chyba odwiedzę słowackie góry, to się obłowię hje hje :>

    Generalnie z tym szukaniem to ciagle sie musialam gryźć w jezyk przez pierwszy miesiąc pracy, bo jak to bywa w nowym miejscu caly czas czegoś szukałam.. xD

    No o dziwo dało się coś tam wyczuć, espresso spokojnie odróżniałam w smaku od latte więc nie było najgorzej ;D Największą ich zaletą była właśnie ta umiarkowana słodycz.

    Słodki jeżu, nie miałam okazji spróbować takich specjałów w Czechach. Zawsze jak byłam w Pradze i trafiałam na jakieś takie cuda, to byłam przed wypłatą, bez piniondzuf. Niezłą męką było wyjść z tego miejsca http://www.cokolada.cz/prodejna-husova/ z pustymi rencami ;_;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ehehehehe, nigdy mnie to szukanie nie przestanie bawić. :]

      Kurdebele, no to mimo, że kawowych słodyczuf nie lubię, to te wafle bym chętnie chapnęła, tak z ciekawości.

      Łolaboga, cóż za piękne miejsce do zwiedzenia podczas następnej wizyty w Pradze (co pewnie nieprędko bydzie...)!

      Usuń
  4. Kompletnie w dzieciństwie nie miałyśmy styczności ze słodyczami Czeskimi :P Dopiero teraz miałyśmy okazję jeść parę czekolad i batonów od Orion (wszystkie kompletnie przesłodzone) oraz Studenstkie tabliczki, które nawet przyjemnie się jadło :)

    OdpowiedzUsuń