czwartek, 31 marca 2016

Ichoc - white vanilla + marudzenie

Czekolada ta miała osłodzić mi rozczarowanie, a ostatecznie tylko je spotęgowała. Uroczystego otwarcia dokonałam po przyjezdzie do Czech i zameldowaniu się w miejscu, które ma być moim domem przez najbliższych kilka miesięcy. Generalnie kocham wieś i różne zabite dechami zadupia. Ale to już przesada. Z wyjazdem do Czech poza zarobkowymi wiązałam również spore nadzieje turystyczne. Po sprawdzeniu rozkładu busów okazało się jednak, że turystykę będzie trzeba ograniczyć w dużej mierze do szwendania się po kilku okolicznych wioskach. Trzeba w tym momencie zaznaczyć, że czeskie wioski mają swój klimat, zdecydowanie.  Ale każda z nich wygląda identycznie, właściwie są nie do odróżnienia. Każda z nich jest niewielką osadą, której centralnym punktem jest oczywiście kościół i jeden jedyny przykościelny sklep sąsiadujący z obskurnym barem. Kilkadziesiąt domków otoczonych jest bezkresnymi polami, ciągnącymi się aż po sam choryzont. I teraz coś, czego za cholerę nie jestem w stanie zrozumieć. Większość czeskich domów wygląda jakby niedawno w okolicy toczyła się wojna z solidnymi bombardowaniami. Tynk odpada ze ścian, okna często nie mają szyb, albo są zamurowane, bywa, że na dachach mieszkańcy hodują własne lasy (naprawdę, na niektórych dachach rosną drzewka i jakies krzoki xd), generalnie wszystko się sypie i jest po prostu, nie znajduję lepszego słowa, które dobitniej oddałoby postać rzeczy, UJEBANE. To jest REGUŁA. Także klimat jak najbardziej, ci którzy lubią post apo, ewentualnie prozę Lovecrafta będą zachwyceni, bo tu wszystko jest zdewastowane i plugawe. Ogródki są równie ujebane jak domy. Wala się w nich mnóstwo gruzu, rupieci, starych zżeranych przez rdzę samochodów, chaszcze, chwasty, jeden wielki ROZPIERDOL. Wygląda to jak kraj trzeciego świata, serio. W sumie, to Czechy powinny się nazywać Gruzja, bo.... tyle tu gruzu. Hehe ;_________; Wiem, to nie miało być śmieszne. Nie sądzę, by Czesi byli biednym narodem, ledwo wiążącym koniec z końcem. Za to mam teorię, że Czesi są po prostu LENIWI. Przecież na sprzątnięcie gruzu (który zazwyczaj wygląda jakby leżał sobie spokojnie od jakichś 100 lat) i ogolne ogarnięcie ogródka nie trzeba pieniędzy, to raczej kwestia chęci niż finansów. Nie wiem, może Czesi zabezpieczają się jakoś przed Cyganami, których sporo w tych okolicach. Wolą, żeby dom wyglądał niezbyt atrakcyjnie z zewnątrz, a w środku mają wszystko ze złota? W sumie doznalam szoku, gdy z jedynego naprawdę zadbanego domku w mojej wiosce wyszła sobie schludnie wyglądająca cygańska rodzina. Helol, Czesi, co jest nie tak z wami? Cyganie wyglądają tutaj jakby żyli na wyższym poziomie cywilizacyjnym niż wy. Co do samych Czechów, to dla nich czas zatrzymał się w latach 80. Większość kobiet nosi napuszone fryzury właśnie w takich klimatach, ciuchy dopełniają stylu. Chociaż nie rozumiem tego, ale masa Czechów nosi się także z trzema paskami na dresiku. To naprawdę plaga. Może całą kasę zamiast na remonty wydają na adidasa? To by miało sens xd W dodatku Czesi przejawiają wręcz niezdrowe zamiłowanie do piercingu. Błyszczący diamencik w uchu Czecha to norma, bardziej dziwi mnie, gdy widzę Czecha, który kolczyka nie ma. Nawet starsi panowie mają jeden kolczyk, albo dwa xd Wszyscy są zakolczykowani jak jakieś bydło. Poza tym w mojej fabryce ciężko rozróżnić płeć niektórych osobników. Kobiety ubierają się i poruszają z gracją facetów, a faceci czasem mają cycki i kobiece kształty, a chodząc kręcą obfitym kuperkiem, wtf?! W dodatku Czesi strasznie szybko mówią, wypluwają słowa jak z karabinu maszynowego. Kiedy ktoś tlumaczy mi coś w pracy wygląda to tak "blablablablabalabalabalabla, ROZUMITE?" Nie rozumiem, czemu ostatnie słowo potrafią powiedzieć wolno i wyraźnie, a cała reszta to bełkot xD Zawsze odpowiadam "joo" i improwizuję :3 W dodatku mają denerwującą manierę przeciągania samogłosek "tadeeeeeeee jooooooooooo", przez co czasem brzmi to jak u autystycznego dziecka. A ich angielski brzmi jakoś tak chińsko. Np. u mnie w pracy mistake wymawiaja jako misteng <3  Ale ok, rozgadałam się i zdradziłam trochę ogolnych wrażeń z Czech, o których więcej będzie w następnych wpisach, pora jednak wrócić do sedna. Rzucono nas na zapomnianą przez świat wioskę Sovinky, która jak podaje google liczy sobie 300 osób. Z okna widzę Stredohori, przy dobrej pogodzie także Karkonosze, ale za cholerę nie mam jak sie tam dostać w tym skąpym wolnym czasie, ktorym dysponuję ;( Na pocieszenie wyciągam z plecaka bohaterkę dzisiejszej recenzji a więc wegańską Ichoc white vanilia. Polowałam na nią dość długo i spodziewałam się, że moje kubki smakowe wraz z rozpływającą się czekoladą rozpłyną się w zachwycie.  Skoro już psioczę to popsioczę jeszczę trochę: jak można być weganinem z powodów ideologicznych? xd Rozumiem, że komuś mięso albo nabiał może po prostu nie smakować (nie, dobra, nie jestem w stanie zrozumieć, mięso jest pyszne xD) i wtedy decyduje się na taką dietę. Jestem w stanie zrozumieć nawet tych, którzy odmawiają sobie schabowego, bo świnki cierpią (więcej dla mnie xD), ale jak można nie jeść np. miodu z POBUDEK ETYCZNYCH? Może ktoś mi wytłumaczy, bo nie rozumiem xD
Ale wracając do czekolady... już sam zapach wydał mi się nieciekawy. Nigdy nie jadlam ryżowej czekolady,więc nie wiedzialam w sumie czego się spodziewać, chociaż spodziewałam się czegoś w stylu waniliowego berliso, ale to było po prostu słodko mdłe w zapachu jak i w smaku. Wanilii w ogóle nie wyczułam. Kompletnie. A przypomnę, że niedawno jadłam białą Villars, w której wanilia grała pietrwsze skrzypce. Pachnie i smakuje jakby była zwietrzała, nawet sprawdzilam datę ważności, ale jest ok. Rozpuszcza się bardzo opornie i po rozpuszczeniu jest jakaś taka... wodnista? Jeśli ktoś lubi aksamitną bagienkowość rozpuszczającej się czekolady, ta nie jest dla niego. Skosztowałabym dla porównania białego ryżowego Zottera, ale to kiedyś w odległej przyszłości, jak spróbuję 6253738 naprawdę interesujących mnie smaków :)



Zdjęcie ukradzione z internetów, bo zapomnialam zabrać kabla usb do aparatu. Za 4 tygodnie, gdy wreszcie wrócę do Ojczyzny, zarzucę jeszcze zdjęcia czeskich wiosek, na które tak zrzędziłam, by zobrazować ogrom tragedii xd Wpis pewnie jest mocno chaotyczny, ale nic więcej z siebie nie wykrzesam po 12 godzinach wkręcania śrubek, kiedy mój mózg jest na poziomie sprawności jak u osoby z postępującym altzheimerem i po lobotomii, czy coś.
Achuj...znaczy, achoj ;_;

5 komentarzy:

  1. Ja z kolei skosztowałabym tej czekolady dla porównania z Zotterem ;).

    Nie zazdroszczę tych Czech...

    OdpowiedzUsuń
  2. Zotter pewnie będzie pyszny ^^ Czekam aż dorwiesz i zrecenzujesz, jestem ciekawa innych opinii na temat tej czekolady :)
    Oj tam, zawsze to jakieś nowe doświadczenie życiowe, przygoda, czy coś XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Jadłyśmy już dwie wegańskie tabliczki i jedna była naprawdę dobra a druga... wylądowała w śmieciach :D Jednak ta wygląda bardzo apetycznie i czujemy, że przypadłaby nam do gustu :)
    Jesteśmy ciekawe tej fotorelacji z Czech... człowiek nagle zaczyna doceniać polską wieś :D

    OdpowiedzUsuń
  4. NIEEEEEEEEEE! Skomentowałam wpis pisząc dość porządny komentarz, ale się nie dodał. Uroku pytania na tele... -.-
    Więc w skrócie.
    Wracaj szybko.
    Wspolczuje wizyty w Czechach i degustacji czekolady.
    Nie lubię polskich wsi, wolałabym mieszkać w mieście.

    OdpowiedzUsuń
  5. Lubię klimaty postapokaliptyczne, ale jakbym miała w takiej wiosce przebywać parę miesięcy... Też byłabym bardzo poirytowana, wściekła wręcz. Współczuję, naprawdę. Najbardziej chyba widoku na Karkonosze i świadomości, że nie masz jak się tam dostać. To takie... "popatrz sobie, ale i tak nie pójdziesz" - znam to... gdy np. przebywam w Krakowie "w interesach" i wiem, jak blisko są góry, ale za cholerę nie mam jak i kiedy.

    Też nie rozumiem takiego ograniczania jedzenia... Swoją drogą, ja myślę nawet w ten sposób: zwierzęta zżerają się nawzajem (w końcu inaczej same by poumierały), to czemu my jako ludzie mielibyśmy nie żreć zwierząt? A miód... kurde, jakbyś była pszczołą i pół życia żuła jakiś pyłek, żeby go potem wypluć i zrobić miód, a zły pszczelarz przyszedł by na gotowe i Ci go zabrał, też byś cierpiała. Chodzi o to, by zwierzątka nie cierpiały. ...Pf, haha - aż sama z tego się zaśmiałam. Nie no, teraz to pojechałam bardzo sarkastycznie, ale też bym chciała, żeby mi to zjawisko ktoś wytłumaczył.

    Wodnista? O nie, jadłam kiedyś taką (to była ciemna ze słodzikiem) i stwierdzam oficjalnie, że nienawidzę czegoś takiego. Zottera i ja chcę spróbować, a tą mogłabym się co najwyżej z ciekawości mimo wszystko poczęstować, ale ani grosza bym za nią nie dała.

    OdpowiedzUsuń